„Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.” Johann Wolfgang Goethe

wtorek, 31 maja 2011

Ocalone

Dwa razy przeżyłam już szok.
Może dla niektórych moje dziwactwo jest dziwne, ale wszystkie osoby z odpowiednia duszą zrozumieją mnie. Parę dni temu mama zapytała czy chcę stare poszewki , takie tam po staremu na kopertę uszyte. Bratanek likwiduje mieszkanie po starej ciotce (mojej byłej sąsiadce). Mówię czemu nie. Więc dobrotliwe kobicisko przy najbliższej okazji przywlokło to to. Zerknęłam okiem i zaniosłam do pracowni. Bo cóż ciekawego może być w starej pościeli.
I tu jak już pisałam przeżyłam szok numer jeden.
Wlazłam do pracowni i przy okazji wyjęłam z torby te stare poszewki. Najpierw rzuciły mi się na oczy kawałki falbanek. Pomyślałam dobrze jest, na coś to wykorzystam. Rozłożyłam poszwę i...




Nie chce mi się tego prasować, więc efekt jest nie taki całkiem, ale ogólnie wiadomo o co chodzi.
Niestety faceci nie mają totalnie wyobraźni. Jak sobie pomyślę, że miało to wylądować na śmietniku to...
I jeszcze




Drugi szok, to to co było w drugiej torebce, też przeznaczonej na śmietnik.

Delikatne serwetki, które posłużyły za dekorację półek.


Kolorowe serwetki zawiesiłam jako zazdrostki na okno ( wyglądają super).



Pozostałymi udekorowałam stół i szafę (tak po dawnemu).



A jedna z nich posłużyła jako podkładka pod mysz.


A dodatkowo roślinność w domu mi zwariowała i zasypała taką burzą kwiatów, że przyjemnie popatrzeć.







W końcu też na Dzień Matki wykończyłam dawno już zaczętą "narzutkę", żeby nie było, że twórczo nie działam.



No i niestety muszę się z Wami pożegnać. Teraz prace ogrodowe pochłaniają mnie bardziej niż bym chciała. Niby wszystko zrobione, ale..... Patrzę tylko z zazdrością na Wasze szyciowe postępy i marzę o kilku deszczowych dniach, żebym mogła usiąść w pracowni i poszyć, i pochwalić się nowymi wytworami. Wykroje od dawna czekają na użycie, głowa pęka od pomysłów domowo, ogrodowo, szyciowych, a czasu brak. Ale dam radę. Pozdrawiam i do zobaczenia Aśka:))

poniedziałek, 23 maja 2011

Uwalniamy motyle

Uwolniłam motyla za namową Antica i tak jak ona namawiam pozostałe "wytwórczynie" rękodzieła do zamieszczenia w swoich blogach swoich motyli. Mój ostał się tylko jeden, ale za to dumnie wisi na oknie w mojej pracowni.

poniedziałek, 9 maja 2011

Uroki


Witam.
Trochę o wiosennych zwierzakach i urokach mieszkania na wsi będzie. Jako, że już od jakiegoś czasu tutaj zamieszkujemy, człowiek (czyli ja), nauczył się słuchać odgłosów przyrody i jej obserwacji. Wiele jest prawdy w ludowych przysłowiach. Jedno utkwiło mi w głowie, zaczytane z mojego ulubieńca WC, obserwowałam i sprawdziło się. A mianowicie chodzi o Andrzeja. "Gdy święty Andrzej ze śniegiem przybieży, sto dni w polu śnieg leży". Czyli można powiedzieć, że do połowy marca. U nas przynajmniej tak było, niestety o ile nie dłużej, więc sprawdziło się. Ale kończę już zimę, która nawet w maju nie dała niektórym spokoju.

W ciepłe, słoneczne i bezwietrzne dni, jak każda wiejska rasowa baba (od 5 lat) łażę po ogrodzie. Uwielbiam zapach wiosny i dźwięki natury. Od dłuższego już czasu, słychać żurawie na pobliskich łąkach. I w końcu udało się dzieciątku złapać w kadr to piękne ptaszysko, które krążyło nad naszym stawem.


Dwa razy już tej wiosny widziałam krążącego orła, ale niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia.

Dodatkowo w słoneczne dni, nasze zwierzaki uwielbiają wylegiwać się na zielonej trawce. Kundel Fidel, oczywiście w ogrodzie, jako rasowy zagrodowiec ma na wszystko oko.


A biedny kocio Romuś, chociaż niby z kundziem w zgodzie żyje, to jednak woli powylegiwać się za płotem.


Ale czasami zdarzają się bliskie spotkania trzeciego stopnia, tylko wtedy trzeba mieć na nich oko.


Dodatkowo od trzech dni nęka mnie male coś, czego nie widać, ale widać efekty jego pracy. Dopóki był sobie w części gdzie mamy sad, to jakoś to znosiłam. Ale jak przeniósł się na mój wzorcowy trawnik, to mówiąc delikatnie, szlag mnie zaczął trafiać. No, a dziś rano przeszedł samego siebie.


Podobno to coś działa odstraszająco, ale nie w wypadku mojego krecika jak widać. Mógłby chociaż zachować odrobinę taktu i gdzieś obok się ujawnić. Wtedy miałabym trochę nadziei, że to działa. A tak ..... szkoda gadać.

Jak kupiliśmy nasze siedlisko, to razem z bocianim gniazdem. Przyjemnie było wczesną wiosną popatrzeć na krzątających się rodziców.


Później, na naprawdę bawiące się bocianki.


Które w ramach lotów ćwiczebnych latały na posesję sąsiada, gdzie łaziły i gadały.


Rano po przebudzeniu częsty był taki widok.


A teraz niestety, już drugi sezon został osamotniony bociek (nie wiem czy on, czy ona). Przylatuje do gniazda i klekoce, nawołując partnera, aż serce się kroi, a tu ciągle nic. Gniazdo zarośnięte, nie ma go dla kogo szykować. A szkoda. Podobno bociany związują się ze sobą na całe życie. I chyba tak jest patrząc na naszego Kajtusia.


I jeszcze na zakończenie moje futrzaki. Fidelek, którego poznaliście już wcześniej, tym razem z Alfikiem. Niestety, nie ma go już z nami. Był już bardzo starutki (w sierpniu skończyłby 19 lat) i niestety musieliśmy się z nim rozstać.


Jeszcze tylko rzut oka na staw oświetlony promykami porannego słońca. Szkoda tylko, że nie mogę przesłać Wam dźwięków tych cudownie trajkoczących i śpiewających ptaków. Ale nie można mieć wszystkiego.


Pozdrawiam Aśka:))

środa, 4 maja 2011

Wróciłam


Witam serdecznie wszystkich odwiedzających. Bardzo dziękuję za odwiedzanie mojego zakątka i zostawianie przemiłych komentarzy,
które jak zwykle dodają mi twórczych sił.

Wiosna wszędzie się rozpanoszyła i mnie wzięła również. Zachciało mi się niedużego remontu jeszcze przed Świętami, to go miałam. Niestety później przepadłam w pogipsowo-szlifującym sprzątaniu całego domu. Ale efekt jest bardzo zadowalający więc warto było.
Już jakiś czas temu zabawiałam się w murarza. Układałam cegiełka po cegiełce, fuga po fudze kawałki ścian.Gdzieś mi przepadły zdjęcia przed remontem, ale muszę Was zapewnić, że po odmieniło całkowicie wygląd holu. Jak komuś wydaje się, że to takie proste (zwłaszcza położenie fugi gruboziarnistej na suficie), to życzę powodzenia. Mnie się jakoś udało. A oto efekty mojej pracy.


Jeszcze tylko kilka gustownych obrazków na ścianach i koniec.


Jakiś czas temu wyburzono komin włocławskiej Celulozy, a my razem z dzieciątkiem zaraz po opadnięciu pyłu, udaliśmy się na gruzowisko po pamiątkowe cegiełki. Dwie z nich idealnie tematycznie pasują do wystroju przedpokoju (ale mi się rymło).


Na szczęście znajdowałam również czas na "dzieła moich rąk". I tak oto powstała, jako prezent dla dziewczynki, ręcznie zdobiona pościel.


Poduszka z falbanką ozdobiona szydełkowymi kwiatuszkami.


Pod koronkową tasiemką, z takich samych kwiatuszkowych elementów, zapięcie poszwy nad którym delikatnie fruwają "tematyczne" kwiatuszki.


Mam nadzieję, że nowej właścicielce, a właściwie jej rodzicom będzie podobał się wystrój dziecięcego łóżeczka.


Na dziś już dość pisania.
Zapewniam Was, że nazbierało się w międzyczasie tyle różności, że dziś zajęłoby mi to cały dzień. Ale trzeba sobie dozować przyjemności. Do zobaczenia wkrótce.
Pozdrawiam cieplutko w ten mroźny poranek (-5) Aśka.

A to pełnia nad moją brzeziną.